czwartek, 4 kwietnia 2019

Dusza

Jako nastolatka uważałam się za ateistkę. Nie wierzyłam w Boga, nie wierzyłam w dusze. Byłam typem naukowca, chodziłam do klasy biolchem i nie potrafiłam uwierzyć na słowo… musiałam zobaczyć, zbadać, doświadczyć... 
Pierwsza zmiana dokonała się po śmierci mojego ojca, po chwili zaprzeczenia, zaczęłam płakać i nie mogłam przestać. Nie dlatego, że odczuwałam stratę kogoś bliskiego (ojca nie widziałam od prawie 10 lat), ale z poczucia winy, że obudziłam się za późno i nie zdążyłam go uratować. To poczucie winy ciążyło mi przez wiele lat. Nie uratowałam ojca, nie wiedziałam, jak uratować moją mamę aż stanęłam nad przepaścią i musiałam uratować samą siebie.

Życie wielokrotnie stawiało mnie w położeniu, w którym musiałam stawić czoła samej sobie. Swoim lękom, swoim żalom, swojej złości, swoim przekonaniom i oczekiwaniom wobec siebie i innych. Chcąc dokonać jakichkolwiek zmian w tym świecie, trzeba zacząć od siebie… z pustego i Salomon nie naleje ;p 

Jeśli ktoś długo żyje w ciemności i nagle zostaje mu zapalone światło… to boli i to bardzo! I co gorsza taka osoba zaczyna chować się do skorupki i zapadać w ciemność jeszcze bardziej. Dlatego czasem ten proces trwa tak długo i jest bolesny. Człowiek ma wolną wole i może wybrać dowolną ścieżkę a siła wyższa (jakkolwiek ją nazwać) uszanuje to. Dlatego to Ty sam, ja sama, każdy z nas z osobna musi zadecydować, że wybiera drogę w świetle… musisz się na to otworzyć i chcieć to przyjąć a na pewno mile się zaskoczysz, jak wielką masz moc.

Czy istnieje dusza? Czy istnieje światło? Czy istnieje miłość…?

Tego nie da się zmierzyć, tego trzeba doświadczyć. 
A aby tego doświadczyć trzeba mieć otwarty umysł i serce.

Dużo pozytywnej energii wam przesyłam. Niech moc będzie z wami :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz