Kiedyś była demonem zatruwającym moje życie, przychodzącym w najmniej odpowiednim momencie. Pruła mój pięknie utkany świat, aż nie zostawało nic, co można by rozpoznać.
Lecz gdy się z nią „zaprzyjaźniłam”, gdy zaczęłam ją poznawać, zrozumiałam jak wielką i ważną rolę odgrywa w moim życiu, w jego kształtowaniu się i wzroście. Nareszcie towarzystwo tej niesfornej przyjaciółki stało się trochę bardziej znośne. A „trochę” w przypadku depresji znaczy bardzo wiele.
Pierwszy raz spotkałyśmy się gdy miałam 14 lat. Nie wiedziałam kim jest, czym jest, nie rozumiałam po co jest…
Z mojego małego, na wpół dziecięcego świata, zniknął ktoś…
Bezpowrotnie.
Początkowo była negacja… Przecież nie stało się nic wielkiego, świat kręci się dalej,
Z bezczelną ignorancją szłam przed siebie, wprost w ciemną uliczkę przepełnioną samotnością i rozpaczą…
Zaczęło się niepozornie, smutek przeplatany złością, okraszone izolacją ze szczyptą poczucia winy. Mijały lata, a mój stan się pogarszał. Nikt nie wiedział, nie rozumiał co się ze mną dzieje, łącznie ze mną.
Bezsenne noce, stany lękowe, napady paniki, apatia. Czułam, że tonę we własnym smutku.
Klasyka klasyki.. książkowy przypadek.
Z pomocą przyszła grupa wsparcia. Cotygodniowe spotkania, siedzenie w kółeczku i bezsensowne biadolenie… strata czasu… w jaki sposób cudze malkontenctwo ma mi pomóc? Mam dość swoich problemów!
O dziwo trochę pomogło. Zobaczyłam, że są inni ludzie, z tymi samymi problemami, z tymi samymi pytaniami, zagubieni, osamotnieni, poszukujący.
Więc i ja zaczęłam szukać odpowiedzi, rozwiązań, wsparcia.
Czytałam książki i artykuły w internecie.
Dużym wsparciem w tamtym okresie stał się kościół i zwrócenie ku Bogu, choć był to dla mnie (na tamten czas zdeklarowanej ateistki) dość egzotyczne (ale to historia na inny wpis).
Był czas, gdy czułam się świetnie. Na fali życia. Mogłam szczyty zdobywać i góry przenosić.
Był czas, gdy powinęła się noga i turlałam się stromym zboczem, zdzierając łokcie i kolana.
A ona czekała, z otwartymi ramionami… moja przyjaciółka Depresja.
Znów tkwiłam w jej silnym i lepkim uścisku, z trudem łapiąc powietrze, miotając się we wszystkie strony niczym piękny i delikatny motyl złapany w siatkę.
Czasem gdy udało mi się wyswobodzić i usiłowałam ponownie wzbić się w powrotny lot ku powierzchni. Jakaś siła ściągała mnie jeszcze głębiej w dół. A gdy zdawało mi się, że już jestem na dnie i już nie da się upaść niżej… ku memu zaskoczeniu okazywało się tam na dole, jest kolejne dno, i kolejne, i kolejne, i można tak zapadać się w sobie przez całą wieczność…
Jeszcze wtedy nie w pełni rozumiałam, jaką funkcję pełni moja upiorna przyjaciółka, która jest mi sprzymierzeńcem i chroni mnie przed pełnym zatraceniem.
Czym jest dla mnie depresja?
Jest znakiem STOP - to ślepa uliczka! Zawróć!
Zdarza się, że pomimo intuicji, wewnętrznego głosu, znaków z zewnątrz, obieramy kurs na ślepą uliczkę, podążamy z uporem maniaka drogą, która kończy się urwistą skarpą i pozostaje nam jedynie zawrócić lub „skoczyć w dół”.
Jest URLOPEM :) okresem na regenerację sił. Żyjemy w tak cudownym i prężnie rozwijającym się świecie. Co dzień dociera do nas tysiące skrajnie różnych bodźców. Chcemy więcej, chcemy być lepsi, chcemy odnieść sukces. I bywa, że w pogoni za szczęściem, sami siebie unieszczęśliwiamy. Stajemy się niewolnikami własnych marzeń i celów.
Nie pozwalamy sobie na to, by po prostu BYĆ.
Jest sygnałem ostrzegawczym w momentach gdy odcinamy się od siebie i swoich emocji, gdy siebie opuszczamy, gdy uciekamy przed prawdą o nas samych.
Jeśli długo trwale doświadczamy stresu, smutku, strachu, osamotnienia. Jeśli nie opłakaliśmy kogoś lub czegoś. Jeśli narasta w nas frustracja, żal, zawiść. Jeśli doświadczyliśmy sytuacji, która nami wstrząsnęła i wciąż tkwimy w szoku. Depresja przychodzi nam z pomocą… Jest to czas dla nas, aby odpocząć, zregenerować siły, zmierzyć się ze swoimi lękami i pragnieniami. Doświadczyć w pełni emocji, które odrzucamy. Czas na szukanie i przyjmowanie pomocy.
Nie walcz, nie uciekaj, przyjmij i otwórz się na to doświadczenie. Zobacz czego Cię uczy, co chce Ci pokazać, na co zwrócić uwagę…
Poproś o pomoc, udaj się do specjalisty. Po to są. Jest to po prostu kolejne doświadczenie jakich pełno w życiu.
A przede wszystkim uwierz, że nie dzieje się to na twoją zgubę i zatracenie. Uwierz, jeśli nie w siebie to w Boga/ Wszechświat, siłę wyższą, która jest w Tobie i pomoże Ci odnaleźć "drogę do domu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz